Gra Aliens Colonial Marines została zmieszana z błotem zarówno przez recenzentów jak i fanów uniwersum Obcego. Cóż, tytuł nie miał łatwo głównie dzięki wielkim nadziejom, które zresztą świadomie u potencjalnych odbiorców rozbudzono. Patrząc z tej perspektywy cała zmasowana jazda po Aliens jest zasadna i sam pewnie jako posiadacz pre-ordera na PlayStation 3 byłbym nieźle wkurzony. Na szczęście gra troszkę się już zestarzała, potaniała i została poprawiona łatką. Gdy zapomnimy o topowym tytule AAA i potraktujemy najnowszych Obcych jak strzelankę ze średniej półki, w konsolowym przedziale cenowym od 50 do 100 złotych, to otrzymamy solidną produkcję nadającą się na relaksujący przerywnik.
Przerywnik, gdyż Aliens Colonial Marines można spokojne ukończyć w 6-7 godzin i to na najwyższym, dostępnym od samego początku, poziomie trudności. Gra jest po prostu krótka, łatwa, ale momentami potrafi być nawet całkiem przyjemna. Z 11 dostępnych etapów wystarczy pierwsze trzy przebiec z zamkniętymi oczami i wyłączonym dźwiękiem, a później odpuścić sobie oglądanie zakończenia, aby przez pozostałe cztery długie godziny doświadczać przyzwoitej rozrywki. Trzeba jednak mieć świadomość, że tylko poziomy czwarty i piąty oferują jako taki klimat, a pozostałe sprowadzają się do standardowego naparzania w biegających po mapie Obcych, przemieszanych z pracownikami firmy Weyland-Yutani.
Jak na tak małą przestrzeń czasową zdecydowanie za dużo upchano tu patosu, paplania o ideałach i pokazów siły Marines. Wszytko kosztem strachu, paniki i dramatycznej walki o życie. Z gry jasno wynika, że to żołnierze, a nie Obcy są najniebezpieczniejszymi istotami we wszechświecie. Takie postawienie sprawy zupełnie zaprzecza idei kinowej serii i wprawia fanów w konsternację. Podobnie jest z całą fabułą, która nie dość, że prosta i mało ciekawa, to jeszcze dzieje się w bazie na LV-426 po wydarzeniach z filmu Obcy – decydujące starcie. Jak pamiętamy miejsce to zostało zniszczone przez wybuch nuklearny pod koniec wspomnianego obrazu.
Na pocieszenie dostajemy całą masę szczegółów i mniejszych odwołań. Miejsca, symbole, postacie, gra jest nimi przeładowana. A że standardowy, morderczy Alien jest komicznie pokraczny, nie stanowi jakiegokolwiek zagrożenia i do tego potrafi zawiesić się podczas ataku, to już tylko specyficzny urok tej produkcji. Po kilku rozdziałach przestajemy zwracać na to uwagę.
W porządku, sporo powiedzieliśmy o jakości wykonania, a teraz oceńmy Aliens Colonial Marines jako tytuł klasy B. Gra jest mroczna i przepełniona akcją, fabuła nie męczy i nie przeszkadza w parciu naprzód. Przeciwników przetacza się kilka rodzajów, podobnie broni, którymi możemy ich eksterminować. Nie brakuje oczywiście palenia Obcych miotaczem ognia. Grafika nie oszałamia, ale przez większość etapów trzyma jako taki poziom. Po prostu wszędzie jest ciemno. Gra oferuje klasyczne multi, a także zabawę na podzielonym ekranie oraz możliwość ukończenia historii w niezłym trybie kooperacji. Mamy wiec do czynienia z solidną strzelanką osadzoną w ciekawym świecie i bawiącą zwłaszcza w gronie przyjaciół. Jeżeli dorwiecie grę w edycji przeznaczonej na konsolę PlayStation 3 za około 50 złotych, to zdecydowanie polecam poświęcić jej kilka niezobowiązujących godzin. Troszkę luzu, dystansu, przedarcie się przez początek i naprawdę można się nieźle bawić.
Aliens Colonial Marines ukończyłem w ciągu 6 godzin, grając w trybie kooperacji na najwyższym poziomie trudności. Podczas pierwszego przejścia zdobyłem około 50% trofeów. Tytuł dostępny jest w kinowej, polskiej wersji językowej. Za cyfrową edycję w PSS zapłaciłem 71 złotych.