Dragon Age: Inkwizycja – genialny świat i przeciętna historia

Bite 120 godzin, czyli równe 5 dni spędziłem w świecie Dragon Age: Inkwizycja. Nie pytajcie jak gość w moim wieku może wygospodarować tyle czasu. Po prostu są gry, w które trzeba zanurzyć się na tysiące minut i nie ma innego sposobu, aby je w satysfakcjonujący sposób przeżyć.

Seriami takimi jak The Elder Scrolls, Fallout, Mass Effect, Ghotic, czy właśnie DA musimy oddychać, musimy nimi śnić i nosić je ciągle w głowach. Pykanie po dwie godzinki trzy razy na tydzień nie pozwoli nawet liznąć wierzchniej warstwy klimatu. Takie gry są jak podróże. Można wyjechać na urlop w Tatry, można poszukać przygody na planecie Aite w układzie Typhon, jednak w obu przypadkach nie osiągniemy celów będąc myślami gdzieś indziej.

Niestety Dragon Age: Inkwizycja jest grą prezentującą wdzięki głównie w folderze reklamowym, a w rzeczywistości okazuje się ośrodkiem wczasowym pełnym niedoróbek. Aplikacja potrafi upaść w najważniejszym momencie, zawiesić się podczas zapisu i nie doczytać kluczowych elementów. Irytujące błędy moża tu liczyć w dziesiątkach. Członkowie naszej drużyny ciągle blokują nam drogę, zastawiają przejścia i zmuszają do częstej zmiany postaci. Ich sposób walki wygląda na pozbawiony logiki, zaś opcje związane z taktyką nie zawsze są realizowane (zupełnie odpuściłem je po pierwszych kilku godzinach). Dalej mamy mapy narysowane w ten sposób, że odczytanie z nich ścieżki jest nie lada wyczynem, co więcej oznaczenie terenu do przeszukania zasłania fragment, po którym akurat się poruszany. Dodajmy jeszcze, że nie ma możliwości zmiany broni podczas walki, za skok i akcję odpowiada ten sam przycisk, a co najgorsze Trofea nie wpadają mimo spełnienia warunków (w moim przypadku poparcie na balu oraz werbowanie agentów).

Na wszystkie wymienione wyżej wady można spokojnie przymknąć oko pod warunkiem, że świat jest ciekawy i rozbudowany, a fabuła łapie za gardło i nie puszcza jeszcze długo po napisach końcowych. O ile pierwszy postulat jest spełniony w sposób zbliżający się do przesady (w grze mamy praktycznie wszystko: góry, lasy, pustynię, wybrzeże, kopalnie, miasta itp.) i ciężko będzie to przebić w kolejnej części. O tyle opowiedziana historia nie jest w moim mniemaniu porywająca. Składa się na to kilka czynników.

Po pierwsze niezbyt interesujący towarzysze i prowadzone z nimi dialogi. W początkowej fazie trudno jest ich nie przewijać. Wraz ze zdobywaniem sympatii sytuacja się poprawia, każdy ma swoją tajemnicę, ale brakuje tu wyrazistości z poprzednich opowieści. Ostatecznie z braku laku sympatyzowałem z Kasandrą, Varrikiem i Solasem, a romans odbębniłem z Józefiną, choć prawdę mówiąc nie pojawiła się osoba, z którą faktycznie chciałbym bohatera związać.

Po drugie wątek główny jest zbyt cukierkowy, przewidywalny, a do tego pełno w nim terminatorzenia i poklepywania się po plecach. Pomijając magów i templariuszy zabrakło mi mocnych wyborów z wielkimi konsekwencjami. W werbowaniu sojuszników można było pójść bardziej w kierunku Mass Effect. Zamiast tego kierujemy dzieckiem szczęścia i nie czujemy odpowiedzialności oraz trudu wykonanej pracy.

Po trzecie misje poboczne w większości polegają na zbieractwie i bieganiu do konkretnych punktów w celu wycięcia wrogów. Natomiast zadania przy stole odbywają się w realnym czasie (na rozwiązanie musimy czasem czekać przez kilka lub kilkanaście godzin). Bardzo słabe i niesamowicie nudne. Gra jest dłuższa, ale serio chcemy za to płacić bezcennymi minutami życia?

Po czwarte ostatnia walka jest zaskująco krótka, łatwa i ograniczona. Nie przepadam za motywem zamkniętego pomieszczenia i bossa zaskakującego super mocami, ale… już? Świat ocalony? Wielki Koryfeusz został starty na proch bez wysiłku i niestety bez satysfakcji.

Po piąte gorzkie zakończenie kontrastujące ze słodyczą opowiastki. Nagle okazuje się, że dokonane wybory mają jednak negatywne konsekwencje. Szkoda, że zabrakło miejsca na pokazanie ich wewnątrz rozgrywki i uderzają, gdy dumni z siebie odłożyliśmy już pada.

Mimo wszystko Dragon Age: Inkwizycja jest grą dobrą, ładną i wciągającą. Nie jest natomiast tym na co czekałem od ukończenia pierwszej części. Twórcy odpowiedzieli na wiele z zarzutów kierowanych pod adresem DA2, ale w tej całej różnorodności świata gdzieś zagubiła się atrakcyjność historii. Pokonanie drogi od zera do bohatera daje tu najmniej frajdy. Pozostaje czekać na kolejną próbę.