5 najtrudniejszych platyn, które zdobyłem

Platynowe trofea na Playstation 3 wbijam zwykle w grach, które w moim prywatnym rankingu na to zasługują. Może poza jednym wyjątkiem. Tak jest, raz wykazałem się niewiarygodnym „hartem ducha” i połasiłem się na najcenniejszą zdobycz w Terminator Salvation. Cóż, jakość tej produkcji, delikatnie mówiąc, pozostawiała wiele do życzenia, ale twórcy postanowili zachęcić graczy w inny sposób i również ja dałem skusić się na jedenaście złotych pucharków. Było minęło.
Pomijając ten jeden wybryk, pozostałe z wymienionych poniżej gier bardzo sobie cenię i choć nie jestem typowym tropy hunterem, to postanowiłem poświęcić wiele godzin ze swojego „barwnego” życia by je wymaksować. Lista jest oczywiście czysto subiektywna, więc często odnoszę się tu do rzeczy, które sprawiły mi prywatnie wiele problemów i zwykle nie chodzi tu o techniczną trudność w odniesieniu ostatecznego zwycięstwa.


5. Heavy Rain

Tak jak powiedziałem na wstępie, Platyna to mój osobisty certyfikat jakości, który przyznaję produkcjom wyjątkowym. Heavy Rain jako tytuł będę wspominał zapewne przez całe życie. To była dla mnie ucieczka od strzelania, powiązanie swojego ducha z bohaterami i fabuła, od której nie mogłem się oderwać (lubię historie kryminalne). Fakt, końcówkę poprowadziłbym inaczej, ale świat i bohaterowie wokół udręczonego Ethana wpisywali się wtedy w moje spojrzenie na rzeczywistość.
Platyna w Heavy Rain nie jest trudna do zdobycia, ale… Właśnie, wyciskanie ostatnich skoków z kolejnych etapów, obdzieranie produkcji Quantic Dream ze wszystkich tajemnic nie pasuje do tej gry. Wymaga ona troski i refleksji, a nie wyczekiwania na charkterystyczne „ping”. Platynę w tym tytule ekskluzywnym na PlayStation 3 kończyłem z niesmakiem i z musu. Błędu tego nie popełnię przy Beyond: Two Souls.

4. Red Dead Redemption

W tym przypadku sprawa jest prosta, a nazywa się „How the West Was Won”. Jako, że w RDR grałem już po wydaniu aktualizacji zmniejszającej doświadczenie otrzymywane za oczyszczenie kryjówki Solomon’s Folly oraz w okresie braku jakichkolwiek weekendów z dodatkowymi punktami expa, trwało to całe wieki. Powoli, mozolnie, po kilka razy dziennie, w końcu się udało. Jednak mimo, że sama gra jest absolutnie fenomenalna i utrzymana w klimatach mojego ukochanego Dzikiego Zachodu, to produkt Rockstrar wyleciał z dysku konsoli sekundę po zainkasowaniu platyny.

3. LEGO Indiana Jones

Jestem wielkim fanem klocków lego i zwykle gry, powiązane z duńską zabawką, sprawiają mi sporo frajdy. Jedynym wyjątkiem jest właśnie LEGO Indiana Jones. Subiektywnie najsłabsza, najbardziej męcząca i zupełnie nieśmieszna część serii tytułów poświęconych kanciastym ludzikom. Najcenniejsze trofeum wbiłem lecąc taśmowo po LEGO: Harry Potter Lata 1-4 (tu akurat bawiłem się znakomicie) i pomyślałem, że chciałbym o nim możliwie najszybciej zapomnieć. Brrrrrr.

2. Fallout 3: Game of the Year Edition

Przy tym tytule decydujące były dwie kwestie. Pierwsza, ostatecznie chodzi tu o 100% w edycji GOTY, czyli ze wszystkimi dodatkami. Druga, winą za znalezienie się tej gry na liście, w dużej mierze obarczam wydawcę wersji na PlayStation 3 w Polsce i późniejsze komplikacje.
Nie dość, że podstawowy Fallout 3 był opóźniony, to jeszcze w naszym kraju nie otrzymał wsparcia dla systemu trofeów! Grę przeszedłem zatem ciesząc się jedynie wspaniałą polonizacją (Skiba jako Three Dog był zachwycający), po czym kupiłem wersję angielską by (grając oczywiście od początku) uzyskać trofea.
Przy okazji popełniłem błąd przegapiając jedną figurkę i musiałem wystartować jeszcze raz. Następnie mój 80 gigowy fat padł na YLODa i już się nie obudził, więc po kupnie nowej konsoli znów zostałem bez postępów w rozgrywce. Kolejne podejście zrobiłem już do wersji GOTY i to na niej wymaksowałem pucharki bez większych przeszkód (pomijając bieganie za jakąś, niezwykle irytującą, znajdźką w jednym z dodatków). Ufff, ale za czwartym razem!

1. Just Cause 2

Tu sprawa ma się podobnie, czyli chodzi o długość. Bardzo lubię ten sandbox i hasanie po nim uważam za czystą przyjemność. Jednak: 1000 sabotaży, 50 wyścigów, 104 pojazdy i 75% gry (brązowe!) pochłania taką ilość czasu, że ostatnie trofeum wpadło mi dopiero po ponad roku od pierwszego przejścia tytułu. Fakt, w Just Cause 2 łatwo po prostu przyłapać się na bezproduktywnym sianiu zamętu na ulicach, ale nawet samo skupienie się na zdobyczach zajmie nam wiele godzin spędzonych na powtarzaniu identycznych czynności. A przecież oprócz grania na PlayStation wszyscy mamy jeszcze zwykłe życie. Bo mamy, prawda?